„Deszczowy dzień w Dąbrównie”
29
cze

„Deszczowy dzień w Dąbrównie”

Zachęcam Państwa do zapoznania się z rozmową z bardzo ciekawą osobą, która właśnie w Dąbrównie pielęgnuje ducha swojej twórczości, czerpie energię, inspiracje oraz pomysły na kolejne rokowe przeboje.
Z liderem a zarazem jednym z założycieli zespołu rockowego Rainy Day, grającego melodyjnego deszczowego rocka, który 1 maja 2021 wydał swoją drugą płytę o tytule DEKADENCJA – Wojtkiem Kubickim, jak się okazuje od lat związanym z Dąbrównem, rozmawia Daniel Drobisz – Dyrektor GCKB w Dąbrównie. 

Daniel Drobisz: Witam Cię Wojtku ponownie w Dąbrównie. Cieszę się, że możemy chwilę porozmawiać o Waszej nowej płycie, gdzie w opisie znalazły się informacje o naszym pięknym Dąbrównie.
Przypadek, czy może Rainy Day, płyta Dekadencja i Dąbrówno mają coś wspólnego?

Wojtek Kubicki: Witaj, ja zawsze się cieszę jak  przyjeżdżam do Dąbrówna, natomiast odnośnie pytania dotyczącego, co ma wspólnego nasza nowa płyta z Dąbrównem to odpowiem jednym słowem – mnie. Jestem związany z Dąbrównem od 2005 roku, kiedy postanowiłem tu nabyć dom letniskowy nad jeziorem Dąbrowa Mała. I od tego czasu, w okresie od maja do września, co roku, bardzo często tu pomieszkuje. No i nagrywam tutaj również szkice utworów na płyty Rainy Day. Co najmniej połowa materiału na nową płytę DEKADENCJA powstała w Dąbrównie.

Czyli można powiedzieć, że jesteś w dużej mierze lokalnym muzykiem Dąbrówna?

Na pewno w dużej części tak! Dąbrówno jest mi bardzo bliskie.

Trochę podróżujesz, byłeś w wielu ciekawych miejscach zarówno w Polsce jak i na świecie – dlaczego akurat Dąbrówno? 

To jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi. Miłość od pierwszego wejrzenia, miejscowość i cała okolica – jeziora, lasy, pagórki i cała związaną z tym aura. Szczególnie urokliwe są okolice jezior Małej i Wielkiej Dąbrowy oraz rzeki Wel, którą już kilkakrotnie miałem okazję zwiedzać ją od jeziora Pancer aż do jeziora Zarybinek na kajakach z rodziną. Rzeka Wel jest bardzo różnorodna krajobrazowo i dzika, szczególnie na odcinku, gdzie przed II wojną światową przebiegała granica Polski i Niemiec. Często mamy rwący nurt jak w potoku górskim, a często konieczne jest przenoszenie kajaków nad zwalonymi drzewami, ale okoliczności przyrody niepowtarzalne. Na obu jeziorach mamy strefę ciszy, co jest dodatkowym plusem, można odpocząć od hałasu dużego miasta. Woda w jeziorach jest czysta i w lecie nagrzewa się nawet do 28 stopni, osobiście często pływam po Małej Dąbrowie wpław. Jestem również fanatykiem jazdy na rowerze, a dookoła Dąbrówna jest szereg szlaków rowerowych, poza głównymi szlakami komunikacyjnymi, o niesamowitych walorach krajobrazowych. Chociażby wokół obu jezior, w tym częściowo starym traktem, którym maszerował Władysław Jagiełło wraz z naszą armią pod Grunwald.

Sama miejscowość również ma wielki urok i bardzo ciekawą, długą i burzliwą historię związaną z położeniem na pograniczu, gdzie mieszała się ze sobą kultura niemiecka i polska. To też mocno działa na wyobraźnię, na każdym kroku spotykamy pomniki historyczne i te z czasów średniowiecza i te z czasów nowszych. Położenie na pograniczu nie pozwoliło się miejscowości rozwinąć, bowiem trzykrotnie w historii została całkowicie zniszczona, a ludność przetrzebiona. Podczas II wojny światowej na skutek działań wojennych, a następnie planowego grabienia przez Rosjan, zniszczeniu uległo bodajże 90% budynków, co spowodowało utratę praw miejskich. Wielka szkoda, posiadam zdjęcia Dąbrówna sprzed wojny, to była miejscowość o statusie sanatorium z eleganckimi hotelami. Nazwa też była inna – Gilgenburg – czyli Dębowe Wzgórze. Teraz mamy nazwę Dąbrówno, która w mojej ocenie nie oddaje charakteru miejscowości i okolicy. Nie wiem kto taką nazwę wymyślił i dlaczego, bo równina to zdecydowanie nie jest! Może chodziło o to, że dąb każdemu po równo w socjalistycznym kraju, jakim była Polska po II wojnie światowej?

Zaskoczyłeś mnie swoją wiedzą na temat dawnego Dąbrówna, nie każdy interesuje się historią miejsca gdzie nie ma swoich korzeni. Wróćmy jednak do muzyki Rainy Day i nowej płyty. Skąd pomysł na tytuł DEKADENCJA?

Tytuł Dekadencja jest nieprzypadkowy. Nastrój albumu jest adekwatny do tytułu, ostatni rok nie był zbyt optymistyczny… Chociaż pierwsze szkice utworów powstawały w 2019 roku i wtedy jeszcze nikt nie myślał o pandemii, latem podróżowałem po USA, byłem między innymi w Nowym Yorku. Był deszczowy dzień, jechałem taksówką po Manhattanie, zrobiłem zdjęciem przez szybę, na którą padały krople deszczu i tak powstało zdjęcie na okładkę.

Dlaczego zdjęcie Nowego Yorku? Bo jest dekadencki, a deszczowa pogoda podkreśliła ten nastrój, miliony ludzi stłoczone na małej wysepce Manhatttan, tygiel kulturowy, fascynujący i zarazem dziki. Wall Street i giełda, gdzie obroty dzienne sięgają niewyobrażalnych sum nawet dla najbogatszych ludzi w Polsce, a z drugiej strony tysiące żebrzących ludzi, żyjących na krawędzi nędzy, których można spotkać wieczorem na niemal każdym rogu ulicy, nawet obok najbardziej ekskluzywnych sklepów na 5th Avenue.  Najpotężniejsze miasto USA, skupiające największe bogactwo, być może w szczytowym okresie swojego rozwoju, a jednak nie potrafiące zapewnić minimum socjalnego wszystkim mieszkańcom, mało odporne na niesprzyjające okoliczności, jak ataki terrorystyczne, czy też aktualnie na pandemię koronawirusa.

Czy dobrze rozumiem – DEKADENCJA jest o Nowym Yorku?

Nie, na pewno nie w sensie dosłownym, natomiast faktycznie pasuje do niej wizja Nowego Yorku w deszczu. Sama zaś zawartość płyty eksploruje ciemniejsze obszary mojej wrażliwości, co znajduje odzwierciedlenie zarówno w muzyce, jak i tekstach. Ten album jest bardziej osobisty niż poprzednia płyta, co wynika przede wszystkim z tego, że wszystkie teksty pisałem sam i niemal cała muzyka jest mojego autorstwa. Łącznie 10 utworów. To podobnie, jak w przypadku pierwszego albumu jest melodyjny deszczowy rock z konkretnym brzmieniem gitar i sekcji perkusji i basu, złamanych brzmieniami gitary akustycznej. Podobnie jak pierwszy album, są to fotografie muzyczne, a życie zawsze ma wiele odcieni i album ten jest różnorodny i nie składa się tylko z tonacji molowych. Jest chociażby Credo, które ma bardzo pozytywne przesłanie, jest Lipiec, utwór instrumentalny oparty o brzmienia w tonacji dur. Na marginesie, to Lipiec powstał właśnie w Dąbrównie, w połowie lipca.

Czyli to jest Lipiec w Dąbrównie?

Tak, zdecydowanie tak, upalny lipiec w Dąbrównie, pełen słońca i radości i pozytywnych wibracji! Jednak większość materiału na płycie, to kompozycje o charakterze rockowym, ale różnorodne i z elementami pop, jak chociażby melancholijna ballada opartą głównie o brzmienie fortepianu, o tytule Deszcz. Jest też wyjątkowo jeden cover – Dust in the wind – zespołu Kansas, który znalazł się wyłącznie na wersji CD. Normalnie Rainy Day nie nagrywa coverów, bo mam bardzo wiele własnych, jeszcze nie zrealizowanych szkiców i pomysłów muzycznych, ale cover Dust in the wind to dla mnie bardzo osobista kwestia i szczególny utwór okolicznościowy o przemijaniu. W zeszłym roku odeszła moja Mama, graliśmy ten utwór na Jej pogrzebie. Miesiącami zamknięty w pokoju grałem na gitarze te dźwięki doprowadzając do rozpaczy całą rodzinę. W końcu zebrałem skład, który grał na pogrzebie, to znaczy oprócz mnie – Michała (gitarzystę Rainy Day) oraz Materusza Rubaja (trębacza) i nagraliśmy naszę wersję coveru. Było to dla mnie sposobem na przeżywanie żałoby i pomagało mi poradzić sobie z uczuciem rozpaczy.

Ogólnie jednak muzyka na albumie to kolejna odsłona naszego oryginalnego deszczowego rocka, w najlepszym jak dotychczas wydaniu. Jesteśmy bardzo przekonani do wartości tego albumu, stanowi on szczery i bezkompromisowy przekaz naszych emocji.

Przedstaw proszę w jaki sposób powstaje muzyka Rainy Day? 

Jeżeli chodzi o warstwę muzyczną, to prawda o tworzeniu przeze mnie muzyki jest taka, że muzyka mi gra w głowie w sensie dosłownym. Często słyszę i śnię różne melodie. Czasami budzę się rano i jeszcze pamiętam melodię, którą słyszałem we śnie, wtedy biorę do ręki gitarę i nagrywam szybko tą melodię na smartphone, aby jej nie zapomnieć. Mela Koteluk ma jeden taki utwór, gdzie śpiewa „uratuję dziś melodię, wezmę jedną z nich ze sobą spać”, ja mam odwrotnie, ratuję melodie, które mi się śnią.  Potem z tych melodii, które mi grają w głowie, powstają utwory Rainy Day. A, że gram na gitarze i Michał (gitarzysta Rainy Day) również gra na gitarze, to muzyka Rainy Day jest muzyką opartą o brzmienia gitarowe. Nie wiem skąd się to bierze, te pomysły na melodie, proces tworzenia muzyki jest dla mnie czynnością naturalną, jak oddychanie.

Wcześniej wspomniałeś, że wszystkie teksty do utworów nowej płyty są Twojego autorstwa podobnie zresztą większość muzyki, zatem skąd bierzesz pomysły na brzmienie i aranżacje?

Co do brzmienia i aranżacji, na etapie ostatecznego kształtowania formy poszczególnych utworów miałem wiele pomysłów, zarówno partii gitar, jak i formy, ale jeden z nich dominował, aby całą płytę nagrać wyłącznie z użyciem instrumentów żywych, tych które Rainy Day używa na próbach i koncertach, to znaczy bez elektroniki generowanej przez syntezatory, sampli itp. Aktualnie jest taka moda, której ulega wiele zespołów, również rockowych i nawet metalowych, aby brzmienie wzbogacać o różnego rodzaju wypełniacze w postaci sztucznie generowanych dźwięków, najczęściej są to syntezatory klawiszowe, syntezatory instrumentów smyczkowych i różnie inne dziwnie poprzetwarzane dźwięki, które mają wypełnić tło, sprawić, że brzmienie stanie się większe, pełniejsze. Często wychodzi z tego jednak totalny misz-masz. Łatwo wpaść w taką brzmieniową pułapkę, te wszystkie sztuczne dźwięki nie wymagają wiele pracy, aby je wygenerować i dostępne są w wszędzie, w tym bezpłatnie w Internecie, tylko brać i korzystać. Osobiście zajmuje się realizacją dźwięku już od ponad 12 lat i nie raz bawiłem się z różnymi sztucznymi dźwiękami. Tym razem odrzuciliśmy te wszystkie wynalazki, po to, aby nasze brzmienie było czyste i prawdziwe. Tą wizję później konsekwentnie realizowaliśmy na całej płycie. Wszystkie utwory  są nagrane wyłącznie na instrumentach używanych przez zespół na próbach i koncertach, czyli na gitarach elektrycznych, gitarach akustycznych, gitarze basowej, perkusji i wokalu. W dosłownie trzech utworach dodatkowo pojawiają się też inne, ale w 100% w pełni żywe instrumenty zagrane przez gości – fortepian, wiolonczela i trąbka.

Założyciele Rainy Day – od lewej: Michał Kochański i Wojtek Kubicki

Które z utworów z płyty są Ci najbliższe?

Każdy z nich. Jeżeli już musiałbym wymieniać konkretne utwory, to tytułowy utwór Dekadencja, Lipiec, Walka o ogień oraz utwory, które promujemy, jako single, czyli Credo i Złe paranoje, do których zrealizowaliśmy teledyski, a każdy z nich ma swoją historię.

Czy mógłbyś opowiedzieć coś więcej o Credo, to aktualnie Wasz najbardziej rozpoznawalny utwór, który ma całkiem sporo wyświetleń na YouTube?

Tak, Credo całkiem nieźle sobie radzi na YouTube, szczególnie biorąc pod uwagę, że jesteśmy niezależnym zespołem. To nasz pierwszy anglojęzyczny utwór, który nagraliśmy z gościnnym udziałem Mike Proticha, charyzmatycznego wokalisty i lidera zespołu Red Sun Rising oraz The Violent, który śpiewa razem ze mną na zasadzie uzupełniającego się duetu.  Udział Mike, jako wokalisty w Credo jest dla nas niesamowitą historią, bowiem osobiście jestem fanem Red Sun Rising i The Violent, ale w szczególności jestem fanem Mike Proticha. Jest on wybitnie zdolnym kompozytorem i wokalistą. Pierwszy raz usłyszałem muzykę Red Sun Rising w 2016 roku i od razu w pełni podbiła moje serce. Byłem na ich pierwszym koncercie w Polsce pod koniec 2016 roku. Ich ostatnie dwie płyty to według mnie najlepsze płyty nowoczesnej  rockowej muzyki amerykańskiej ostatnich lat!

Wracając do Credo, zaczęło się od tego, że razem z Michałem wspólnie i spontanicznie podczas prób stworzyliśmy muzykę, do której ja napisałem tekst i był to bardzo szybki proces. Wyjątkowo jest to tekst po angielsku, jako że normalnie piszę teksty po polsku. Chciałem napisać o tym, co ważne w sensie ogólnym, czego nie można odpuścić i po polsku nie pasowało. A po angielsku wszystko okazało się bardzo proste: „one way, one flesh, one blood, one truth one love … – jedna droga, jedno ciało, jedna krew, jedna wiara, jedna miłość..  Dla każdego jest to coś innego, to co najważniejsze ale każdy ma takie coś swojego, czego nie odpuści i czemu poświęci nawet własne życie… każdy ma swoje Credo.

Z powodu pandemii Mike Protich nie mógł niestety przyjechać do Polski nakręcić z nami teledysk, tak więc zrobiliśmy film animowany, co ma szereg zalet, bowiem nie ma żadnych ograniczeń kreatywności, możemy na przykład fruwać. Teledysk opowiada historię o podróży przełamującej bariery codziennych ograniczeń, na tle kultowych miejsc w Polsce i USA. Istotnymi aktorami teledysku są dwa orły, polski orzeł bielik i amerykański orzeł.

Link do teledysku: https://youtu.be/NdKhh9f-JJQ

Dodam jeszcze, że nasza współpraca z Mike Protichem będzie miała ciąg dalszy, bowiem nagrywamy wspólnie jeszcze jeden utwór, a ponadto jak życie na świecie wróci do normalności, Mike Protich przyjedzie wraz z The Violent do Polski i my, Rainy Day, będziemy grali z nimi koncerty jako support band! Mamy nadzieję, że dotrwamy w dobrym zdrowiu do tego czasu.

A co powiesz o drugim singlu – Złe paranoje, czy to jest utwór o depresji? 

Tak, na pewno jest to przede wszystkim utwór o depresji, ale też o walce z depresją, tak to osobiście widzę. Planowaliśmy do niego nagrać reżyserowany teledysk, ale zaistniały przeszkody nie do przezwyciężenia. Najpierw reżyser musiał się poddać kwarantannie, a następnie umarła na covid Mama naszego perkusisty – Rafała. Ta ostatnia sytuacja tak nas wytrąciła z równowagi, że odpuściliśmy sobie temat kręcenia teledysku i w związku z tym ja sam zmontowałem teledysk z wykorzystaniem fragmentów wykonania na żywo, z koncertu on line, który zagraliśmy w styczniu tego roku w Ośrodku Kultury Ochoty OKO w Warszawie. A, że zagraliśmy ten utwór praktycznie tak samo, jak na płycie, to montaż scen teledysku, w których gra zespół się „nie rozjeżdża”.

Oto link: https://youtu.be/DWdXFnAzTqA

 

Jakie macie plany na najbliższą przyszłość jako zespół?

Poprzedni i ten rok był dla nas trudny, tak jak dla innych niezależnych zespołów. Upadły wszystkie plany koncertowe. A koncerty i kontakt z publicznością są dla nas najistotniejsze. Na scenie najbardziej się realizujemy, jako muzycy.

Patrzymy z nadzieją na to, co przyniesie przyszłość. To co zdarzyło nam się pozytywnego oprócz nagrania nowej płyty, to że w okresie pandemii skrystalizował się 4 osobowy skład zespołu i mieliśmy regularne próby, a nawet udało nam się zagrać jeden koncert on-line, w OKO (Ośrodku Kultury Ochoty). Cały koncert jest dostępny do obejrzenia na stronie  facebookowej OKO, a link jest również na stronie facebookowej Rainy Day. Mamy nadzieję, że może jeszcze uda się nam zagrać na żywo jakiś koncert w tym roku, bardzo chętnie zagralibyśmy również w Dąbrównie! Mamy nawet na tą okoliczność przygotowaną niepublikowaną piosenkę o rzece Wel!

Rainy Day, od lewej: Jan Wierzbicki – gitara basowa, Wojciech Kubicki – wokal, gitara, Rafał Olewnicki – perkusja, Michał Kochański – gitara;

Dziękuję bardzo Wojtku za rozmowę i uwagę. Skoro Dąbrówno inspiruje Ciebie i zespół a zarazem macie ochotę zaprezentować się na żywo w Dąbrównie podczas Dni Dąbrówna, które miejmy nadzieję będzie można w końcu bez przeszkód w przyszłym roku zorganizować, już możecie się czuć zaproszeni. 
Na koniec nasze wspólne zdjęcia z nową płytą zrobione oczywiście w Dąbrównie.